sobota, 28 czerwca 2014

Linkin Park Wrocław 2014

Z racji że moim ulubionych zajęciem jest jeżdżenie na koncerty, nie mogłam sobie odpuścić gdy do Polski przyjechała jedna z moich ulubionych kapel... Linkin Park, miałam przyjemność być już raz na ich koncercie podczas Orange Warsaw Festival w 2012 jak jeszcze był organizowany na Stadionie Legii, mam bardzo pozytywne wspomnienia z tego koncertu (mała relacja z tamtego koncerty klik) ...i nie mogłam się aż kolejny raz do Nas przyjadą, nie ważne gdzie wiedziałam że Ja tam muszę być... no i stało się tym razem odwiedzili Wrocław.. czyli czekała mnie dość długo wycieczka przed Polskę ale w końcu dla zespołu który lubię pojechałabym i do Zakopanego, wtedy odległość nie ma dla mnie znaczenia :)
Wyposażona w cudowne wristbandy mogłam ruszać w drogę ;)


Jak zawsze w podróż wybrałam się Poskim Busem, zazwyczaj jeżdżę sama i dopiero na miejscu spotykam się ze znajomymi ale tym razem było inaczej bo towarzyszyła mi Ela, na poprzednim koncercie byłyśmy razem i tym razem nie mogło być inaczej^^, z resztą Ela była pierwszą osobą do której napisałam jak tylko dowiedziałam się o koncercie. Wybrałyśmy nocnego busa, wyjechałyśmy przed północą a na miejscu byłyśmy po 8 rano, ogólnie plan był taki żeby wsiąść do busa, pogadać trochę i pójść spać żebyśmy rano były wyspane i pełne energii... no ale niestety wyszło jak zawsze czyli pół nocy przegadałyśmy, kolejne pół nocy czułam się jak sardynka upchana do za małej puszki... w efekcie spałyśmy po godzince i to z przerwami, rano wyglądałam jak rozjechane zwłoki i czułam się jakby przejechał po mnie samochód... idealne połączenie, ale szkoda czasu na narzekanie, Wrocław zrobił na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie a z racji że byłyśmy na miejscu o dość wczesnej porze jedyne co nam pozostało to poszukać recepcji z której miałyśmy odebrać klucze do naszego apartamentu,  nazwa jakże cudowna i piękna ale apartament okazał się zwykłą kawalerką, ładną, nieźle urządzoną ale to tylko pokój z kiblem bez rewelacji... ale trzeba przyznać że miejscówka niezła, w samym centrum na przeciwko galerii dominikańskiej, niedaleko rynku.
 ...ale jeszcze zanim dotarłyśmy na miejsce nie obyło się bez małych problemów, biedna Ela szukała drogi na mapie... a ja, jak to ja zapomniałam że mam w telefonie takie cudo jak gps które doprowadziło nas na miejsce ;)
Mądra Kate włącza GPS-s :)

Po dotarciu na miejsce zawieszka na drzwi nie pozostawiła złudzeń, z dzikiej imprezki w pokoju nici ;P
 
T

Małe ogarnięcie się i na chińskie żarcie, żeby mieć siły na koncertowe szaleństwo^^


A po powrocie piwko i  mała drzemka, w ciągu dwóch dni przed wyjazdem spałam po 2-3 godz na dobę plus godzinę w autobusie, gdybym się 3 godzinki nie przespała , to więcej nie pewne że zasnęłabym na stojąco w tłumie przed wejściem na scenę LP :]


Wyspane i ogarnięte ruszyłyśmy na tramwaj i docelowo na stadion miejski:)

Po drodze widziałyśmy masę ludzi z koszulkami LP, praktycznie na każdym przystanku, wszędzie cała masa fanów już nie licząc wypchanego do granic możliwości tramwaju jadącego na stadion.

Muszę przyznać że z wyglądu stadion nie zachwyca, a nasza gdańska PGE arena prezentuje się o wiele lepiej ;)
Po obczajeniu stadionu z daleka czas na telefon do Basi, ostatnio na koncercie widziałyśmy się dosłownie przez chwilę i zamieniłyśmy jedyne parę zdań dlatego cieszyłam się że w końcu znowu się spotkamy :)
Fajnie było znowu móc pogadać no i poznać resztę Waszej bandamkowej ekipy :D No i w końcu mamy pamiątkowa fotkę razem <3


Wpuszczanie zaczęło się z mały opóźnieniem i pomimo że przyszłyśmy na ostatnią chwile wcisnęłyśmy się jakoś bokiem i na terenie stadiony byłyśmy z Ela jako jedne z pierwszych ale że jakoś chciało nam się bieg na stadion żeby zając barierki i męczyć się w tłumie 2 godzin, parcie na barierki przeszło mi jakiś czas temu, wolę poszwędać się po terenie koncertu, zjeść coś albo wypić a miejsce zajmować na pół godziny przed supportem ... i właśnie tak zrobiłyśmy tym razem;]



Mimo ze nie śpieszyłyśmy się z zejściem na płytę, gdy już tam byłyśmy zajęłyśmy całkiem zacne miejsce i bardzo podobne jak na ostatnim koncercie LP, pod telebimem, z boku sceny w drugim rzędzie :D
Na miejscu spotkałyśmy laski z którymi gadałyśmy chwilę koło wejścia a których niestety nawet imion nie znam, jedna z nich strzeliła nam pamiątkową fotkę :)





Jeszcze przed wyjazdem gdy dowiedziałam się że supporem będzie Fall Out Boy strasznie się ucieszyłam, słuchałam ich od wielu lat, może nie byłam jakiś mega wiernym fanem ale od 2005 regularnie ich słuchałam i zawsze chciałbym usłyszeć i zobaczyć ich na żywo a tu proszę nadarzyła się tak okazja^^



Dobra przejdźmy do najważniejszego do koncertu... Fall Out Boy weszli na scenie o czasie i zagrali wszystkie moje ulubione kawałki m.in. Sugar, We're Goin Down, Dance Dance i This Ain't a Scene, It's an Arms Race
Największym szokiem był wygląd Patricka... tak bardzo schudł że trudno było go poznać, teraz jest taki malutki, chudziutki i pocieszny plus cały czas mi się wydawało że ma ustawiony za wysoko mikrofon i musi stawać do niego na palcach :) ... no i Peter który akurat tego dnia miał urodziny ale sama nie wiem ale nie tylko Ja odniosłam wrażenie że był jakby smutny i nieobecny, oglądałam filmiki z ich koncertów i zazwyczaj to wulkan energii ale nie tym razem tym razem najwidoczniej miał gorszy dzień.

Hery mi się świeciły w UV :)

Długa podróż, zmęczenie i niewyspanie przestało mieć znaczenie gdy na scenę weszło Linkin Park, później czytałam różne relacje z koncertu i wszędzie przewijało się że tego dnia niestety nie dali z siebie wszystkiego... niestety nie podzielam tej opinii ale jestem szalenie nie obiektywna :P... za bardzo ich lubię, gdy ich widzę i słyszę jestem w swoim świecie, nie zauważam wad i rozkoszuje się chwilą <3



Kolejna rzecz na którą ludzi narzekali to to że sporo kawałków było zmiksowanych w jeden i pourywanych,  pierwsza zwrotka, refren i koniec, dobra rozumiem ale taki zabieg pozwolił na usłyszenie większej ilości piosenek np zamiast jednej w całości było 3 po trochu, mi tak akurat to pasowało ,z resztą lubię wszelkie zmiany urozmaicenia, wszelkie miksowania utworów, w końcu po to idę na koncert żeby usłyszeń coś nowego, coś czego jeszcze nie słyszałam, coś co mnie zaskoczy, gdyby chciała usłyszeć piosenki w wersji oryginalnej zostałabym w domu i włączyłabym sobie płytę.




Większość największych hitów była, zresztą wszystko co najbardziej chciałam usłyszeć zagrali plus piosenki których nie miałam jeszcze okazji usłyszeć na żywo w tym kawałki z nowej płyty.

Największą porażką była scena która nie miała zejścia z przodu, gratulacje dla debili którzy ja budowali... są schody jest Chester i Mike w tłumie.... nie ma schodów jest jedna wielka chujnia:|

Małym pocieszeniem był Chester bez koszulki <3, nie jestem szaloną fangirl ale... tak jestem kobieta która ma dwoje oczu i jaram się goła klatą Chestera :D


Nie wiem jak to jest ale oczekiwanie na zespół dłuży się niemiłosiernie a sam koncert mija w mgnieniu oka i niestety tym razem nie było inaczej.







  Ostatnia fotkę przed zejściem zespołu ze sceny :(


30 tysięcy ludzi a w drugim rzędzie Ja ;) Jak Ja to kocham, nic nie sprawia mi takiej radości jak możliwość uczestniczenia w koncertach ukochanych zespołów ;)



Po koncercie odnalazłyśmy Bejś i resztę ekipy i ruszyliśmy na tramwaj a potem na rynek, w planach było znalezienie jakiegoś fajnego pubu żeby odpocząć i się czegoś napić niestety nasza licząca prawie 20 osób ekipa było nieco za duża i nigdzie nie mogliśmy znaleźć wystarczającej liczby miejsc ;/ poszwędaliśmy się po okolicznych pubach ale w końcu poddaliśmy się, odłączyłyśmy się z Elą od reszty i przeszłyśmy po rynku w poszukiwaniu kfc
Wymęczona x 100


...niestety kolejka sięgające wyjścia skutecznie Nas odstraszyła, wracają na chatę dostrzegłyśmy dwóch gościów sprzedających hot dogi , o matko nic mi tak nie smakowało jak te hot dogi wtedy, zapewne jakby miała je zjeść wtedy uznałabym że są ohydne ale wtedy... wtedy to była najpyszniejsza rzecz jaką w życiu jadłam.... bo były... jedzeniem, tanim ciepłym i co najważniejsze bez kolejki ;) Odwiedziłyśmy jeszcze Żabkę która była otwarta po północy (zapewne wyczuli ze gwiazdy takie jak my będą spragnione i dlatego mieli wyjątkowo dłużej otwarte^^)
Następnie pobudka przed 10, trzeba było się ogarnąć żeby przed 11 zwolnić pokój ;)


Nie spać, zwiedzać :)





       



Z racji że autobus miałyśmy dopiero przed 21 a nie chciałyśmy chodzić pół dnia z plecakami i torbami, poszłyśmy na dworzec, wpierdoliłyśmy wszystkie graty do płatnych szafeczek (taa nie wiem jak to się fachowo) i ruszyłyśmy na podbój Wrocławia ;)

Idąc sobie przez miasto spotkałyśmy Wikingów O_o ... no tak dzień a jak co dzień heh... mało tego owi Wikingowie mieli na sobie airmaxy ;o ...hipsta wikingi :P
W każdym mieści obowiązkowo muszę odwiedzić Starbucksa ;)
Dworzec Główny


Całe nasze zwiedzanie polegało na chodzenie po rynku i wszelkich okolicznych uliczkach, jedzeniu, gadaniu sobie przy okazji, jedzeniu, odpoczywaniu, jedzeniu, piciu i jedzeniu :D hehe

Sacerface






 Tego małego pana znalazłam na samym środku rynku :) .... idealna pamiątka z wyjazdu ^^
Trafiłyśmy akurat na jakiś rodzaj jarmarku, wszędzie stało mnóstwo budek z żarciem z całej Europy w tym z Francji więc skusiłyśmy się na ślimaki w cieście francuskim :)
Krasnale, krasnale everywhere :D

Ela ze swoją siostrą bliźniaczką :)
 Przerwa na żarcie, picie i internet ;) a jakże by inaczej ^^


Kombinat ma najlepsze krzesła :)
Z tego miejsca pozdrawiam masę ludzi zaczepiających mnie na ulicy ze względu na włosy, za wszelkie miłe słowa wielkie dzięki a za chamskie gapienie się i wytkanie palcami - karma is a bitch. Tak to nie peruka, to tonery manic panic... powinnam to sonie na czole wytatuować :P

Ostatnią godzinę spędziłyśmy w Starbucksie
Iced chai tea latte ...mmmm



No nadszedł czas odjazdu... i 8 i pół godziny podróży.
Koncert był niesamowity, poznani ludzie fantastyczni a miasto... miasto jest piękne, jedno z niewielu o ile nie jedyne które oprócz Gdańska mi się podoba i gdyby leżało nad morzem mogłabym w nim zamieszkać :)

1 komentarz:

  1. W tą fontannę, na której siedzisz Edwin chlapał mnie i miałam całą dupę mokrą, chwała Bogu, że tak słońce grzało to wyschło ale niekomfortowo się szło przez Rynek z mokrym zadem XD wciąż nie mogę się pogodzić, że się nie ogarneliśmy z tą miejscówką :/ ale nikt nie przewidział, że tym razem się wszyscy zbiorą (w Wawie byliśmy umówieni, a się wszyscy rozeszli...)

    OdpowiedzUsuń